"Atakowałam sędziów, których nazywaliśmy lewackimi". "Wyborcza": "Emi" sypie "Kastę"

"Atakowałam sędziów, których nazywaliśmy lewackimi". "Wyborcza": "Emi" sypie "Kastę"

Dodano: 
Ministerstwo sprawiedliwości
Ministerstwo sprawiedliwości
– Ja byłam waleczna, walczyłam o Polskę, robiłam coś dobrego – tak mi to chłopaki przedstawiali – mówi internetowa hejterka Emilia Szmydt., znana pod pseudonimem "mała Emi", w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Emilia Szmydt w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" opowiada jak brała udział w akcji hejtowania sędziów i jak wyglądały jej relacji z członkami grupy "kasta".

Przypomnijmy, że jak ustalił portal Onet były wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak miał aranżować i kontrolować akcję, której celem było skompromitowanie części sędziów krytycznych wobec reformy wymiaru sprawiedliwości, w tym szefa stowarzyszenia "Iustitia" prof. Krystiana Markiewicza. Z wiceszefem resortu współpracowała m.in. internetowa hejterka Emilia Szmydt oraz sędzia Jakub Iwaniec (zwolniony w związku z aferą z pracy w Ministerstwie Sprawiedliwości).

"Teraz czuję się nikim"

– Pierwsza rozmowa była ogólna: że potrzebne jest wsparcie dla ministerstwa, dla nowych sędziów, dla nowej KRS. Pytał mnie o pomysły, jak można wykorzystać moje konto na Twitterze i co można ogólnie zrobić, by poprawić PR Ministerstwa Sprawiedliwości, nowych sędziów itd. Potem kazano mi zainstalować konta na WhatsAppie i na Signalu, dostałam numery do chłopaków i informacje do rozprowadzania w internecie – opisuje swoją współpracę z grupą „Kasta” Emila Szmydt.

Kobieta w rozmowie z "GW" dokładnie relacjonuje kto i w jaki sposób namawiał ją do akcji przeciwko „lewackim” sędziom. W wywiadzie Emilia Szmydt wymienia też nazwiska wielu sędziów współpracujących przy organizacji hejtu z byłym już wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem. – Czułam wtedy, że robię coś dobrego. No bo jeżeli chwali mnie sam wiceminister, że akcja wyszła super – a widać to było też po liczbie kliknięć w tweet, potrafiły dochodzić do 98 tys. – to sprawiało mi to radość. Wiedziałam, że będzie to dobrze dla Tomka (sędziego, męża Emilii Szmydt) i dla sprawy – tłumaczy internetowa hejterka.

Na pytanie kogo miała atakować, Emilia Szmydt odpowiada: "Sędziów, których między nami nazywaliśmy lewackimi. Były to osoby, których chciano się w ministerstwie pozbyć albo je zdyskredytować, bo nie popierały reformy sądownictwa i »dobrej zmiany«".

Kobieta w rozmowie z dziennikarką Agnieszka Kublik przyznaje jednocześnie, że była dumna z tego czym się zajmuje, aż do ubiegłego roku kiedy zaczęła mieć problemy w życiu prywatnym, a do jej domu przyszła policja.

Na pytanie „Kiedy przyszły wątpliwości?”, Emilia Szmydt odpowiada: „Tak naprawdę zaczęłam się nad tym zastanawiać z czysto samolubnych powodów, kiedy w 2018 r. zaczęło rozpadać się moje małżeństwo i pozostawiono mnie samą sobie. Miałam dostać wsparcie, sprawy z Arkadiuszem Cichockim miało nie być, rozwód miał być cichy, spokojny, a ja miałam być bezpieczna”.

Kobieta dodaje, że na początku 2018 roku, kiedy policja zarekwirowała jej laptop, komputer i telefon zrozumiała, że nie będzie w żaden sposób ochraniana przez sędziów, z którymi współpracowała w ramach „Kasty”.

– Wiedziałam już wcześniej (że nie będzie miała ochrony – red.), ale jeszcze liczyłam, że to wszystko jakoś się ułoży. Latem 2018 r. zapaliły mi się w głowie wszystkie czerwone lampki. Zaczęłam obiektywnie patrzeć na to, co się dzieje np. z sędzią Żurkiem, i dystansować się od Twittera i grupy „Kasta”. I zaczęłam się zastanawiać nad tym, co robiłam. I że nie mam tej obiecanej ochrony, i tak naprawdę w ogóle nic z tego nie mam. I nie chodzi o pieniądze, tylko o poczucie bezpieczeństwa. Zaczęłam się też zastanawiać, czy nie byłam tylko zwykłym pionkiem, którego potrzebowali na chwilę, by wykorzystać, a później spalić – tłumaczy Emilia Szmydt. Kobieta dodaje w rozmowie, że „teraz czuję się nikim”.

Współpraca z dziennikarzami?

W rozmowie z Emilią Sz. pojawia się także wątek współpracy internetowej hejterki z mediami.

– Próbowałam (nawiązać kontakt – red.) wszędzie, gdzie są media prawicowe. Portal wPolityce.pl, czyli redaktor Biedroń. TVP, czyli Michał Rachoń, Przemysław Wenerski, Samuel Pereira. Raz udało mi się nawet dotrzeć do pana Jarosława Olechowskiego, czyli szefa „Wiadomości”. Chodziło o jakąś sprawę nepotyzmu w sądzie, już nie pamiętam – mówi w wywiadzie Emilia Szmydt.

Na te słowa Emilii Szmydt zareagował już Jarosław Olechowski, który dementuje informacje o otrzymywaniu od kobiety informacji o sędziach.

twitter

Emilia Szmydt w rozmowie przyznaje też, że nie ma informacji o wiedzy ministra Zbigniewa Ziobry na temat działań grupy „Kasta” i wiceszefa resortu Łukasza Piebiaka.

– Myślałam, że jeżeli taka grupa powstała i jest w niej sam wiceminister, to wszystko jest zatwierdzane przez górę, czyli ministra. A ponieważ byłam chwalona za to, co robię, to się upewniałam w tym, że Ziobro wie i pochwala. Ale nikt mi wprost tego nie powiedział – tłumaczy kobieta.

Czytaj też:
Ziobro: To, co robi PO to wyraz desperacji, teatr. Tam nie ma powagi, nie ma sensownego myślenia

Źródło: Gazeta Wyborcza
Czytaj także